Od paru dni, na wskutek rozmów z paroma osobami oraz lektury różnorakich artykułów o tym zagadnieniu dręczy mnie jedno pytanie - czy bitwy w fantasy różnią się jakoś zasadniczo od tych z epoki Napoleońskiej?

A na serio - to magia dość masywnie zabija balans. Dla przykładu, czy jest sens wyprowadzać armię w pole jeżeli jeden dobrze ustawiony Wizard wymorduje wszystkie bataliony epicką burzą z piorunami czy innym podniesieniem wulkanu? Poza tym np. wywiad może działać o wiele sprawniej mając telepatię czy niewidzialność. Do tego nie zapominajmy o dużym udziale stworów latających których nie było za Napoleona*...

* - o twórczości Naomi Novik nie wspominam

Po co wystawiać armię? Bo wróg ma takiego samego maga. Magowie zamiast miotać najmocniejszymi czarami zniszczenia, gdzie obaj mieliby czas zadać śmierć wrogowi, co skutkowałoby "remisem", raczej starają się o magiczną dominację jeden nad drugim, w mistycznej sferze magii, może w umysłach? Tymczasem zaś armie osłaniają ich i nacierają tak, żeby przeszkodzić wrogiemu magowi.

To właśnie bitwa w świecie, gdzie mag jest wielką potęgą.

Stwory latające są o wiele ważniejsze. To właśnie beczki alchemicznego ognia zrzucane przez jeźdźców gryfów na fortyfikacje albo przelot strzelców sprawiałby, że konieczne byłoby zupełnie inne podejście do militariów i przede wszystkim do budowli obronnych... Ale ej, od czego są magowie? : D


Poza tym wiecie: Wojna... Wojna nigdy się nie zmienia... Masz łuczników, wróg też ma łuczników, robisz piechotę, żeby zdobyć przewagę, to wróg robi piechotę która natrze na twoją piechotę, robisz kawalerię, wróg robi kawalerię przeciw twojej kawalerii, magowie walczą z magami, latawce z latawcami... Papier kamień nożyczki działa tylko kiedy komuś jakiegoś typu wojsk brakuje. W innym przypadku, to tylko kwestia siły i taktyki. Co sprawia, że przy latających nisko smokach nawet zamki mogłyby pozostać w swojej tradycyjnej formie.

Bardzo ciekawe podejście, z jednej strony tak jak Ptakuba zauważył dobrze znanym falloutowskim cytatem "war, war never changes", czyli idąc dalej to tylko forma się zmienia ale nie rodzaj walki. Nadal walka rozbija się o te same aspekty.

Przytoczmy przykładową walkę dobrze każdemu znaną z Władcy Pierścienia. Wojska orków na przeciwko (piechota), na barykadach łucznicy (oddziały walki dystansowej - snajperzy, moździerze itp) w środku żołnierze i cywile (tak samo piechota). Jak widzimy na początku różnica sił jest o tyle,że u przeciwnika brak jakiejkolwiek jednostki która walczy na dystans, czyli nie mieli jak tego skontrować i póki nie zalali tego liczebnością byli rżnięci jak leci. Pisać dalej nie muszę bo widać jak łatwo podstawić pod dzisiejsze realia walki odbywające się w fantastyce. (Zróbcie z Gandalfa rakietę ziemia ziemia i macie).

Kwestia różniąca sposób walki dzisiejszej a w opowiadaniach jest taka,że niema pokazanej walki "konsekwencji" czyli tak naprawdę nie ma czegoś typu broń ostateczna (no chyba,że można powiedzieć iż pierścień był kodem aktywującym atomówkę a z kolei "dobrzy" nie mieli swojej atomówki).

Mogłem nie wyrazić się zbyt jasno ale podsumowując ogólnie chodzi mi o to,że zmienia się tylko forma nie rodzaj walki czyli praktycznie, smok to bombowiec a mag to CKM.

Ptaku to urodzony materiał na dowódcę, zamiast docierających na pole bitwy skazanych na stracenie kampanii i dywizji trupów widzi strzałki i cele strategiczne .

Petrekts - do czasów I W.Ś, jak wspomniałem, bitwy rozstrzygało głównie starcie wręcz - patrz właśnie napoleońskie starcia na bagnetach . Dopiero połączenie broni szybkostrzelnej z drutem kolczastym, uniemożliwiającym klasyczny atak + rola artylerii (w I W.Ś zabiła chyba więcej ludzi niż błoto, pogoda i ostrzał z CKMów razem wzięte, chociaż chyba dopiero pod Cambrai przeprowadzono pierwszy übercelny ostrzał na podstawie właśnie zdjęć lotniczych) + lotnictwo (pierwszy raz zastosowane chyba [nie sprawdzałem, z pamięci] przez włochów w 1908, chociaż efekt był chyba czysto psychologiczny) doprowadziło do drastycznej zmiany taktyki. Zanim ktoś wpadł na pomysł lądowych okrętów bojowych (tak zwanych czołgów), wojna materiałowa między rzeszą a ententą doprowadziła do śmierci setek tysięcy żołnierzy. Każdy chyba słyszał o kawalerzystach szturmujących wzgórza zajęte przez garstkę prusaków z CKMem na podorędziu i co z takowych szturmowców zostawało .
20 lat później wojna wyglądała już zupełnie inaczej.

I tutaj pytanie - czy smok czy mag mogliby być równie potężni, doprowadzając do zmiany utartych schematów i założeń? Zmieniając wojnę na coś na kształt zimnej wojny, czy raczej zmuszając armie do przyjęcia innych doktryn?

Tu aż by się chciało przytoczyć , bo bardzo w temacie. W skrócie - regularne wojsko wygrałoby z niemal dowolną armią fantasy bo jest zwyczajnie dużo lepiej od nich uzbrojone

Eiran atakują wojska amerykańskie. Co robić, co robić?

Hahahaha!
Drużyny bitewnych magów ustawiają zapory za pomocą magii ziemi szybciej, niż jakakolwiek ziemska armia mogłaby rozstawić fortyfikacje. Szamani i nekromanci nasyłają duchy, które w wariancie teistycznym (Ziemianie mają dusze analogicznie do eirańskich broniące ich przed negatywnymi efektami magii) spalają wszelkie układy sterowania i detonują rakiety, bomby i inne materiały wybuchowe, a w wariancie ateistycznym (hulaj dusza piekła nie ma) po prostu smażą mózgi absolutnie całej siły żywej bez większego problemu.
Jeśli Ziemianie dalej się panoszą, chowamy naszych do krasnoludzkich gór i elfich puszcz, ewentualnie do paru największych twierdz ludzi, gdzie runy i zaklęcia obrony tylko czekają na aktywację, a mają znakomite skutki dzięki ogromnej ilości magów biorących udział.

Ostatecznie, przedstawiciele świata fantastycznego mają dwie przewagi:
-kontrola terenu i pogody
-duchy, o których Zegarmistrz raczył wspomnieć

Moim zdaniem magia zawsze wygra, ze względu na możliwość w zasadzie nieograniczonej mocy. A technologię ogranicza fizyka.
Czarodzieje mogą tworzyć góry, teleportować armie, niszczyć te góry, wywoływać armagedony i nasyłać tsunami, a także czynić nieśmiertelnymi, niewidzialnymi i czego tam jeszcze hulaj dusza zapragnie.
Tylko, że nie znajdziemy tego w żadnym systemie, bo one są zbalansowane dla graczy. A w opisach chociażby Warhammera znajdziemy wszystkie z wyżej wymionych przeze mnie mocy.

Wchodzą tu też na scenę magie przypisywane rasom, głównie chodzi mi o runy krasnoludzkie (nie ma nic gorszego np niz armia krasnali w Disciples 2 mająca dość many by się nasączyć runami), które nasączają broń magią. Albo i kule- runa dająca boosta do przebijania czy dająca efekt wybuchu.

Świetny post, liberty90 Aczkolwiek mam jedno dość klarowne zastrzeżenie - teoria multiświata.

W *naszym* świecie metoda naukowa uniemożliwia dokonywanie cudów magicznych, a wszelkie wiarygodne obserwacje rzeczywistości dają w wyniku informacje że takich cudów nie ma i są niemożliwe.

Rozważmy teraz alternatywny wszechświat, powstały w wyniku innych czynników początkowych, w którym prawa fizyki działają w inny sposób. Konkretniej w taki, który sprawia że magia D&Dowska faktycznie działa (jakkolwiek wydaje się to mało prawdopodobnie, to przecież istnieje teoria która mówi że światów alternatywnych jest nieskończona ilość, więc równie dobrze może taki świat istnieć). Do tego dołóżmy cywilizację w tym świecie która jest na etapie rozwoju Faerûn.

Mam wrażenie, że Zeg postawił w artykule tezę (jakkolwiek jej wprost nie opisał):
"Jeżeli obie cywilizacje - nasza i ich - spotkają się na neutralnym gruncie (świecie w którym zarówno nasze jak i ich prawa fizyki będą obowiązywać) i nie będą miały dostatecznego czasu na research zasad przeciwnika, to cywilizacja techniczna - nasza - wygra"; Poza tym faktycznie to jest duży skrót myślowy

Skrótem myślowym jest po prostu nazwanie techniki opartej na mechanice, chemii itp. nauką.

W którym to wątku było rozważane, że magia mogłaby być po prostu badana w poszukiwaniu wydajniejszych metod jej użycia itp?

Po przeczytaniu tego tekstu, na myśl nachodzi mi ledwo jedno: MAG TO TRANZYSTOR!
Pozostaje tylko właściwymi metodami dowiedzieć się, czy to PNP czy NPN.

Mi tam się podobał motyw z serii o Temeraire, gdzie smoki były w istocie czymś w rodzaju powietrznych statków z 'marynarzami' na pokładzie i kapitanem na 'mostku' (czyt. ten kontrolujący smoka). Miło byłoby zobaczyć nieco alternatywną bitwę pod Trafalgarem czy Austerlitz, ze smokami.

Jackson, y u no make Temeraire movies!?